Waldemar Chyliński (ur. 13 września 1953 r. w Gdańsku) – polski poeta, autor tekstów piosenek, bard związany z nurtem piosenki literackiej – poezji śpiewanej i piosenki turystycznej.
Więcej informacji na temat twórczości Waldemara Chylińskiego można znaleźć na jego stronie internetowej www.waldemarchylinski.pl
Kiedy i jak zaczęła się Pańska przygoda z BAZUNĄ?
Moja przygoda z Bazuną zaczęła wraz z pierwszym jej wydaniem tj. w roku 1971, na której znalazłem się, jeżeli dobrze pamiętam, dzięki Grzegorzowi Marchowskiemu, który śpiewał moją piosenkę. Tekst napisałem specjalnie na Grzesia zamówienie. Miał być o wędrowaniu, turystyce i piosence, no to napisałem na początek, że “…jest pioseneczka do której wciąż powracam w swej wędrówce, pod konarami gdzieś w lesie śpi przy chlebie i grochówce…”.
Na pierwszej i kolejnych Bazunach spotykałem samych cudownych ludzi, innych tam nie było. I tak wśród poznanych wtedy w Żaku była Gina Komasa, Jacek Rutkowski i Adam Cichocki, którzy tworzyli zespół Efemerydy, zespół Kaszuby, czyli m.in. Boguś Jackowski i Misia Kondratowicz. Mój aplauz wzbudził Krzysztof Szczucki i Krzysztof Piasecki, czyli zespół Brylantowe Spinki, który śpiewał piosenkę „Autostop Blues”. Pierwszy raz wtedy zachwyciłem się piosenkami Wacka Masłyka, Stasia Wawrykiewicza, Czesia Wilczyńskiego i wielu, wielu innymi. Z grupą Boom, Januszem Lipińskim i Darkiem Dziadkiewiczem, z Giną Komasa, Stasiem Wawrykiewiczem, Bogusiem Jackowskim, Rudim Schubertem, Andrzejem “Małym” Pawlukiewiczem, Grzesiem Marchowskim, rodzeństwem Szukalskich, Markiem Prusakowskim i wieloma innymi od czasu do czasu, częściej lub rzadziej, ale jednak wciąż jeszcze kontaktuję się, widuję, rozmawiam i koresponduję.
Tych wszystkich, których znam i pamiętam mam nadzieję teraz spotkać na czterdziestej, rocznicowej Bazunie. Nie obawiam się, że się nie rozpoznamy, bo przecież zawsze można „na dzień dobry” zanucić, to co śpiewało się czterdzieści lat temu i wszystko będzie jasne.
Co charakterystycznego widzi Pan w przeglądzie BAZUNA?
W Bazunie charakterystyczne jest dla mnie zacięcie z jaką ten wędrujący Przegląd trwa przez tyle lat. Nie od rzeczy jest też pamiętać o tym, że Bazuna, wraz z Giełdą w Szklarskiej Porębie w latach siedemdziesiątych poza piosenką turystyczną matkowała również szeroko rozumianej piosence kultury polskiej w ogóle, a studenckiej w szczególe. Sprzyjała temu okoliczność nie wtrącania się w imprezę, powszechnej wtedy, komunistycznej cenzury. Laureaci Bazuny często później zdobywali laury na festiwalach w Krakowie i w Opolu stając się na krócej lub dłużej postaciami znanymi w całym kraju.
Wszystko, co wiąże się z Bazunami wspominam miło. Jakże by inaczej, wszak podczas pierwszej Bazuny byłem jeszcze uczniem szkoły średniej i już sama możliwość wejścia do legendarnego Żaka, nie mówiąc już o oglądaniu i słuchaniu Bazuny, na którą waliły tłumy, a dostali się nieliczni, była dla mnie niesamowitym szczęściem i przeżyciem. Ludzie siedzieli wszędzie, a sala była upchana dosłownie po sufit, bo część widzów zasiadła na budowlanych rusztowaniach.
Pamiętam świetnie kawały Stasia Sierki, który prowadził konferansjerkę i jego odzywkę do jakiegoś niesfornego słuchacza, który siedział pod żyrandolem i się wcinał. Stasiu ripostował – “Ej uważaj, bo czym małpa wyżej wchodzi tym bardziej jej goły tyłek widać”.
Dla mnie BAZUNA …
…jest jednym z najważniejszych symboli moich młodzieńczych lat, wspomnieniem wciąż żywym i kolorowym. Dzięki Bazunie poznałem niezwykłych ludzi, dzięki którym prawidłowo (chyba, bo wciąż nie jestem pewien) nakierowałem się na dalszą część życia. Dzięki im za to, chwała Bazunie!