Bazuna 2010
Warszawa pożegnała nas chłodem i deszczem, a gdy po kilkugodzinnej podróży wylądowaliśmy w Kościerzynie, poczuliśmy się jak w innym świecie. Inne ukształtowanie terenu, pola, lasy; wszędzie zielono, słonecznie i upalnie – jesteśmy na Kaszubach! Zapakowani jak egipskie wielbłądy doczłapaliśmy się do przystanku autobusowego (pozdrawiamy pana spod monopolowego, który wskazał nam drogę). Ale okazało się, że to nie koniec zmagania się z bagażem – do Bazy Owczarnia trzeba było z Lubania szorować prawie trzy kilometry w skwarze… Oj ciążyły gitary, ciążyły… chyba nigdy tak nie żałowałam, że nie wzięłam zaledwie jednych spodni i jednej bluzki, wszak dziewczęta drobne jesteśmy… Po drodze spotkaliśmy pana Jerzego Dudę, który natychmiast zaangażował nas do akompaniamentu w swoim składzie.
Dotarliśmy do bazy – a tam inny świat! Scena gdzieś w stodole, nocleg w beczkach lub na sianie, gdzieś tam pasą się konie… Ledwo co zdążyliśmy zjeść zupki chińskie, a już staliśmy na scenie i graliśmy mini-koncert z marszu. Chyba nigdy nie odważylibyśmy się zagrać bez żadnej próby z nowym instrumentem; tu stało się to faktem (zagrał z nami Tomek, flecista) – ale to chyba zasługa tej atmosfery… Scena spodobała nam się od razu, więc tupaliśmy na niej niejednokrotnie. I przestało być ważne, że plecy bolą od targania bagażu…
Dużym i przyjemnym zaskoczeniem dla nas był fakt, że na Bazunie w konkursie może występować każdy z każdym we wszystkich możliwych konfiguracjach. Udział w konkursie był bardzo przyjemny – występy na takim luzie, jaki trudno odczuć na innych przeglądach. Tu publiczność jest otwarta na każdego, nieważne, czy zespół istnieje kilka miesięcy czy dwadzieścia lat.
Zaproszeni goście dali fantastyczne występy — nic tylko śpiewać i tańczyć! My również mieliśmy okazję zagrać dłuższy koncert. Pierwotnie miał być to występ nocny, zrobił się poranny; skończyliśmy jakoś po piątej rano, gdy już było jasno, z publiczności zostali ci najbardziej odporni na brak snu (ale co tam liczba, ważna jakość :P). Ale takich koncertów się nie zapomina! W niedzielę po raz kolejny staliśmy na scenie, niemiłosiernie zmęczeni, ale szczęśliwi, że znów możemy zagrać. I wreszcie mogliśmy posłuchać świetnych piosenek w wykonaniu wszystkich laureatów! Dziękujemy publiczności, że przyjęła nas tak ciepło, próbowała śpiewać z nami piosenki, a kiedy dało się — to tańcowała Organizatorom gratulujemy świetnej koordynacji, elastyczności i przede wszystkim otwartości – i na ideę, nowe pomysły, jak i po prostu otwartego serca na drugiego człowieka.
Niepowtarzalna atmosfera, klimat we wszystkich aspektach sprzyjający wędrówkom muzycznym, ludzie zakręceni w pozytywnym tego słowa znaczeniu – tak chyba najkrócej mogę streścić tegoroczną Bazunę. Bazuna jest przeglądem, na którym naprawdę czuje się, że piosenka turystyczna żyje, ma się dobrze, i do zejścia z tego świata jej daleko. Tu słowo “rywalizacja” straciło swoje znaczenie – ważne stało się granie dla samej idei wspólnego muzykowania, szukanie radości w byciu razem poprzez piosenkę. Ale jak to powiedział Grzesiek – jeden z organizatorów – na Bazunę przyjeżdża się tylko raz, potem już tylko się wraca. My też wrócimy – za rok
Kasia z Myśli Rozczochranych Wiatrem Zapisanych